Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IV.djvu/279

Ta strona została przepisana.
Helena.

Cóż mnie to obchodzi?

Janusz.

Ach, bardzo obchodzi na nieszczęście nas obojga.

Helena.

Panie Januszu!

Janusz.

Jest jakiś hultaj!

Helena.

Gość w domu moich rodziców więcej względów wymaga.

Janusz.

Taki gość wymaga karku skręcenia. — I ty, ty Heleno dajesz mu się bałamucić. —

Helena.

Bałamucić? (zmierzywszy go oczyma odchodzi).





SCENA XI.
Janusz (sam).

Niema wątpienia, ten przeklęty Ludmir zajechał jej w głowę. — Otóż to panny w tych czasach! — Przyjedzie w zaloty jaki uczciwy obywatel, cztery konie z kozła, kocz wiedeński, kozak z tyłu, extrakt tabularny czysty — krzywią się, przeglądają, przenicują. — Ale strać zdrowie w rozpuście, a majątek w karty, staniesz się ofiarą prześladującego losu i łatwo się podobasz. — Ja mam rozum i wieś — ona nie pyta, bo mam rumieniec, jem dobrze i śpię wyśmienicie. — Wczoraj miałem