Tak! żeby tylko — żeby, małe słówko.
Probować jednak będę. — Bardzo by mi to było na rękę. — Pewny, że jedynie miłości winien jestem jej rękę, żyję najszczęśliwiej. — W tych pokojach mieszkamy — tam gdzie teraz stoimy, moja kancelarya. — Dalej nasze dzieci. — Ona trudni się gospodarstwem. — Ja piszę. — Ty z nami bawisz czas jakiś. — Jak mnie kochasz, zabawisz. — No, przyrzeknij — parę miesięcy — słowo.
Za kogoż twoję córkę wydajesz? z kim się twój syn żeni? — Bodaj to być poetą: kocha się, żeni, obejmuje rządy domu, ma dzieci, zaprasza przyjaciół; wszystko jednym tchem.
Jak tylko niema światła i cieniu, krések tu i ówdzie, to wszystko szaleństwo — prawda?
Być może — i nigdy więcej jak w tej chwili nie chciałem, aby światło padało na ciebie. — W cieniu został Janusz z macochą, a po wszystkich stosunkowych przyzwoitościach towarzystwa, kréski tu i ówdzie pociągnięte były.
Chciałbyś szczerze, aby mi się udało?
Dla czegoż bym miał niechcieć.
Poczciwy Wiktorze! Moje dzieła podadzą cię nieśmiertelności.
Jeżeli tylko ręce dość długie mieć będą.