Boże zmiłuj się! co też Jegomość dalej na nas nie wymyśli.
No, no, nie gniewaj się Małgosiu — ty jesteś motylkiem, ale moim motylkiem, moją przepióreczką.
(całuje ją w czoło)
Oj psotnisiu! psotnisiu! (grożąc okularami) tobie jeszcze w głowie chychotki, łaskotki.
Ja na to, jak na lato; prawda pani Jowialska?
Dajże pokój, Józieczku przy tym kawalerze!
O, o, raczka spiekła — pokaż oczęta.
Cóż będzie?
O! jakie figlarne! Oj ty.. ty.. ty.. (szczypiąc policzki) zjadłbym cię.
Józieczku, miejże przecie kontenans.
Ja odejdę, jeżeli przypadkiem...
Nie, nie, pójdziemy razem do mego pokoju, bo
ja w mojém krześle najlepiej deklamuję. A tobie miło
co powiedzieć, ty słuchasz nie tak jak drudzy. Mnie z ust, a jemu mimo uszy: szust!
I o czém inném myśli.