Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IV.djvu/303

Ta strona została przepisana.

ślałem... No, prawda nic nie myślałem, ale to jest jednak zdarzenie nie bardzo wesołe. — I co wiem pewnie, to, że się boję potężnie.





SCENA VI.
Szambelan, Janusz, Szambelanowa.
Janusz.

Racz tylko Waćpani Dobrodziejka wysłuchać mnie cierpliwie. — Wierzę, iż jej sposób postępowania najlepszy... ale.......

Szambelan.

Słuchajcie... (za każdą razą przebiega od Janusza do Szambelanowej)

Janusz.

Ale panna Helena dzisiaj wyraźnie mi rękę odmówiła i nie mogę wątpić, że ten Ludmir...,

Szambelan.

Za pozwoleniem...

Janusz.

Głowę jej zawrócił, i że ja z całą cierpliwością na lodzie osiędę.

Szambelan.

Rzecz arcy ważna.

Janusz.

Ludmir nie kryje się z tém, że mu się Helena podobała. — Panna Helena wcale go nie unika — i koniec końców, jeżeli Ludmir ma wieś, ja mam rywala niebezpiecznego.

Szambelan.

Niebezpiecznego właśnie...