Ta strona została przepisana.
SCENA XV.
Ciż sami, Janusz, Wiktor, dwóch żołnierzy.
Wiktor (papiery w ręku, kulejąc).
Jakiż obmierzły, przeklęty dzień dzisiejszy! Już drugi raz jak włóczęga jestem prowadzony. Pokazuję papiery — nie — chodź — czy wszyscy dziś zdrowe zmysły utracili? (siada; żołnierze na znak Jowialskiego odchodzą).
Janusz (do Szambelanowéj).
Wypełniłem rozkazy — teraz działać na Panią.
Ludmir (do Wiktora).
Cóż się z tobą działo?
Wiktor.
Zabrałem twoje papiery — przestraszyłem Szambelana i schowałem się w ogrodzie — ale przez ciekawość nie mogłem na miejscu usiedzieć. Wyglądałem z gęstwiny co moment, tak mnie téż ujrzał kapral.
P. Jowialski.
Zdybał jak czajkę na gnieździe.
Wiktor.
Osądził za postępowanie nader podejrzane i kazał iść z sobą.
P. Jowialski.
Kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada.
Wiktor.
I proszę się — przekładam rzecz całą — nie — od furtki ogrodowej — przez całą ulicę — przez cały