Jak co dostrzegą, hm, hm, hm! (po krótkiém milczeniu) możnaby wszystkiemu zapobiedz... ale obiecanka?
Kto w szponach diabła, z diabłem w drogę. — (daje mu pieniądze)
Słuchaj więc. Daj się niby zwodzić temu trzpiotowi, a kiedy on tobą będzie zatrudniony, ja wezmę Rozynę i dalej przez granicę.
Ho! ho!
Wprzód kark skręcisz.
Hę? co skręcisz, jak to skręcisz? nie skręcę, bo w tém o mnie idzie.
Co temu się marzy! ale dalej, dalej. —
Będzie myślał, że dla niego ją uprowadzam i nie uzna za rzecz potrzebną zatrzymywać się dłużej.
A jak mnie zdradzisz?
Jestem człowiek uczciwy! — Zresztą rób jak chcesz. Masz czas do rana... Albo zatrzymasz przy sobie Rozynę, nim cię puszczą lub nie puszczą żandarmy; albo mi ją powierzysz i nim się ułatwisz, ona już będzie za granicą.
Hm, hm! (chodzi w głębi zamyślony)