Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IV.djvu/374

Ta strona została przepisana.
Bombalo (zrywając się)

Ho! ho!

Antonio (chrapie).

Hrr... hrr...

Bombalo.

Gwałtu, gwałtu, co to było,
Ni to piorun, ni się śniło,
To policzek był wybity,
I wyraźny, i obfity,

Czuję palców pięć na twarzy,

Jakże szczypie, jakże parzy.


 bis




Ale zkąd ten policzek? zkąd u diabła? Hej? kto mi dał policzek? Hej, słyszycie! powiedzcie! kto mnie uderzył?

Fabricio (wbiegając ze świecą).

Ja, ja uderzyłem.

Bombalo.

Ty, ty?

Fabricio.

Ja, ja ale... to... nie... (chwytają się za barki, szamoczą i wywracają na łóżko)

(Anzelmo wpół ubrany ze świecą wbiegł za Fabriciem, a wkrótce za nim następnie podróżni, czeladź, — żandarmy z różną bronią i narzędziami, wszyscy w dziwacznych strojach)
Anzelmo.

Ale mości panowie... ale mości panowie... wstydźcie się... cóż u kaduka... w moim domu... takie gwałty, takie krzyki.

Żandarm.

Rozerwać ich!