Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IX.djvu/043

Ta strona została przepisana.
Laura.

I cóż?.. i cóż?

Warski.

Antonji kazałem odejść, a Panu Dormundowi oświadczyłem, grzecznie mówiąc, że spodziewam się, iż postąpi sobie jako człowiek honoru i zechce być u mnie z prośbą o rękę mojéj małoletniéj córki. — Uważaj Pani: małoletniéj. Chciał mi dawać jakieś objaśnienia, ale tych nie przyjąłem i dodawszy trochę pieprzu, grzecznie mówiąc...

Laura.

Jakto pieprzu?

Warski.

Postraszywszy cokolwiek.

Laura.

Ależ Pan Dormund nie da się postraszyć.

Warski.

A jednak tak się stało. Zapomniał języka w gębie, chociaż adwokat, a ja odszedłem z największą grzecznością. Czekam tedy rezultatu, który jest niemylnym. Ponieważ zaś taka jest twoja tyrańska wola piękna kuzynko, abym pierwéj wydał córkę nim mnie rączką twoją uszczęśliwisz...

Laura (poprawiając).

Nim pozwolę prosić o rękę...

Warski.

Proszę, proszę, bo główna przeszkoda już usunięta.

Laura.

Jeszcze nie... jeszcze nie. W tém wszystkiém jest jakaś zagadka, któréj odgadnąć nie mogę.