Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IX.djvu/050

Ta strona została przepisana.
Antonja.

Zdaje się, że śledztwo ukończone i pozwól Pani że się oddalę dla osobistego bezpieczeństwa.

(Odchodzi.)
Laura (sama — p. k. m.).

Próżna, zarozumiała czeczotka! I czegóż ona chce? Któż ją zrozumieć może? Dormund nie powinienby jej kochać... ale któż zaręczyć może?.. Powiadają niektórzy, że tylko te są kochane, które mężczyzn dręczyć umią. (p. k. m.) Może zdawało mu się, że znalazł kobietę co żyje rozumem a nie sercem... Może chciał ją ukształcić... może swoją władzę udowodnić... może nareszcie... Ach!.. gdzież jest sprzeczności nieodgadnięta granica!..





SCENA III.
Laura, Elwin.
(Elwin w czarnym surducie, białéj krawatce i białych rękawiczkach. Kłania się nisko, mówi poważnie ale bez żadnéj przesady — z początku nawet z niejaką nieśmiałością.)
Elwin.

Nie zastałem Pana Warskiego?

Laura.

Owszem. Zaraz tu będzie.

Elwin.

Nie trudno zgadnąć, że mam zaszczyt mówić z Panią Laurą Łęcką?

Laura.

A, tak.