Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IX.djvu/051

Ta strona została przepisana.
Elwin.

Jestem Elwin.

Laura.

Profesor!

(Parska śmiechem.)
Elwin (nieco zmieszany).

Ach, jeszcze nim nie jestem. Jestem dopiero biednym aspirantem.

Laura.

No, ja tam nie wiem w jakim stopniu Pan jesteś profesorem filozofji, (śmiejąc się) ale niepraktycznéj jak się zdaje?

Elwin.

Przepraszam, ale nie rozumiem.

Laura.

Powiedziałam więc zapewne niedorzeczność. Ale my profany nazywamy filozofami tych co się już nad poziom wznieśli i z wyższego już stanowiska spoglądać mogą na marności tego świata. Pan zaś nie miałeś jeszcze czasu zostać filozofem. (Śmieje się.)

Elwin.

Ach Pani, doświadczenie nie idzie za latami. Świat był dla mnie ostrym, nieprzebłaganym mistrzem. Z młodu szedłem po samych cierniach. Dla mnie dotychczas życie było bez uśmiechu. Pani niełatwo to zrozumiesz. Dość spojrzeć na Panią, aby zgadnąć, że świat nie mógł jak tylko kwiatami obsypywać jéj godziny.

Laura (z gorzkim uśmiechem).

Kwiaty!.. O kwiaty moje!.. Ale dajmy temu pokój, nie o sobie chcę mówić. Pan jesteś przyjacielem Pana Dormunda?