kochającą parę na uczynku, — na uczynku nieprzekraczającym granic przyzwoitości, — potrzeba mi było nie grozić, nie wyrokować piorunowo, ale przyjąć objaśnienia i wysłuchać złych czy dobrych powodów karygodnego czynu. Byłbym teraz coś więcéj wiedział i rozumiał, jak tylko to, że się ci młodzi ludzie szalenie kochają.
Zapewne tak wnosić wypada, ale Antonja nic nie wyrzekła.
Cóż powiada?
Nic nie powiada. Ile pojęłam z jéj zagmatwanego rozumowania, żąda nieograniczonéj i bezwzględnéj wolności w swojém dalszém postępowaniu. Nie lęka się żadnych przymusowych środków, które już nie są, jak się wyraziła, na czasie.
Ale, koniec końców, czegóż chce?
Czego ona chce, nie wiem, ale ja wiem czego ja nie chcę, to jest wystawiać się na jéj niegrzeczność. Róbcie co chcecie, ja się mieszać nie będę.
Pójdę, skarcę jéj niegrzeczność i łatwo tym ceregielom koniec położę, ale ja więcéj jestem zatrwożony z powodu Dormunda.
Może nie kocha?