Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IX.djvu/064

Ta strona została przepisana.
Warski.

O tém wątpić nie można.

Laura.

O wszystkiém wątpić potrzeba.

Warski.

Chwycił się jak kleszcz mojéj propozycyi.

Laura.

Nie widziałeś go przecie.

Warski.

Ale dowiedziałem się od Pana profesora szczegółów, które w swojéj dobroduszności wyjawił mi bez ogródki. Pani! ten adwokat jest człowiek niebezpieczny.

Laura.

Hę?

Warski.

Zakroił na obdarcie mnie z majątku.

Laura.

Jakim sposobem?

Warski.

Pieniactwem. Już zaciąga wiadomości o stanie majątku po matce Antonji. Chce rozpocząć od żądania kalkulacyi z opieki... a Pani wiesz czém to pachnie?!

Laura.

I Pan profesor to powiedział?..

Warski.

Dobrodusznie, bo wychwalał przy tém sumienność swojego przyjaciela... djabliż mi z téj sumien-