Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IX.djvu/082

Ta strona została przepisana.
Elwin.

Nie chciałem powiedzieć, że mówiłem o tobie.

Dormund.

Całuję rączki. I cóż o mnie mówiłeś łaskawie?

Elwin.

Ale nie będziesz się gniewał?

Dormund.

Już! już!.. jakiś bąk... jak Bóg Bogiem, bąk niezawodnie! Niechże przynajmniéj objaśnienia nie czekam.

Elwin.

Nic złego nie powiedziałem... nic, ciebie kompromitującego... Udzielałem jéj tylko moich wniosków.

Dormund.

A te wnioski?

Elwin.

Wnioski, że się w niej kochasz.

Dormund.

O!.. O!.. to już przechodzi wszelką granicę rozumu. I dlaczegóż? z czego to mogłeś wnosić? Jak ci to na myśl przyjść mogło?

Elwin.

Dowiadywała się o twoich teraźniejszych stosunkach... nie z ciekawością ale z troskliwą przyjaźnią... A żem wiedział, że byłeś z nią w Szczawnicy...

Dormund.

Uf!..

Elwin.

I że Antonja wystawiała mi ją jako niebezpieczną kokietkę...