Ta strona została przepisana.
Laura.
Idź, idź... nie trać czasu.
(Warski siada na kanapie przy krześle Dormunda.)
Warski.
Chcąc się zbliżyć, należy pierwéj odsunąć przeszkody. Pogróżka, przezemnie za porywczo wyrzeczona, spowodowała podobno z jego strony... wszak tak?
Dormund.
Nie inaczéj.
Warski.
Ja pierwszy przewiniłem, — pierwszy więc tę pogróżkę odwołuję i proszę abyś ją uważał za zupełnie niewyrzeczoną.
Dormund (p. k. m. — spojrzawszy na Laurę).
Pogrożkę pogróżką odparłem, a podaną rękę zgodnie przyjmuję.
(Podają sobie ręce — Warski zbliża się do Antonji — Elwin do Laury.)
Warski (do Antonji).
Muszę ci powiedzieć parę słów, nim przyjdzie do ostatecznéj odpowiedzi.
(Antonja całuje ojca w rękę.)
Laura (do Elwina)
Cóż powiada Panna Antonja?
Elwin.
Powiada, co prawda, że ja tracę głowę.
Laura.
Filozoficzną!.. szkoda!