Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IX.djvu/098

Ta strona została przepisana.
Laura.

Ale jakim sposobem?

Elwin.

Chcemy przeciągać sprawę ile możności. Antonja będzie odmawiać uporczywie.

Laura.

A potém?

Elwin.

Potém? Jakoś tam będzie. Od czegóż szczęście?

Laura (dobywając pularesik — p. k. m.).

Z Panną Antonją nic nie chcę mieć do czynienia, ale oddaj to Dormundowi. (Pisze na kartce kilka słów ołówkiem — oddając kartkę) Proszę. — Jeżeli plan mój będzie przyjęty, wróćcie tu za kilka minut. Jeżeli nie, od wszystkiego ręce umywam. Ale i przy pomyślném rozwiązaniu téj niemiłéj dla mnie komedyi, chcę aby Antonja upokorzyła się... Chcę aby mnie przeprosiła. (Elwin spuszcza głowę) Od tego nie odstąpię. A teraz idź Pan. Masz prawo do Boskiej opieki, bo przysłowie powiada: „Pan Bóg szalonych strzeże“. — Idź i przyszlij mi pierwéj Warskiego.

Laura (sama).

Wielki ciężar spadł mi z serca. Dormund głupstwa nie zrobił. Nie mógł zrobić i zawsze powtarzałam sobie, że w tém musi być jakaś zagadka.