Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IX.djvu/112

Ta strona została przepisana.
Ludmir.

Któż jeszcze jedzie?

Anzelm.

Gruby Maciuś, synalek tutejszego obywatela Pana Nuli, który byłby wiecznie został Nulą, gdyby nie żona — ona jest kreską przed nulą.

Ludmir.

Któż więcéj.

Anzelm.

Jakiś Pan Orgon zupełnie nieznajomy.

Ludmir.

Daléj?

Anzelm.

Już więcéj nikt.

Ludmir.

Wszak dopiero pięć osób.

Anzelm (rachując i przypominając sobie).

Owa Jejmość... Pan Filonek... Maciuś... Panna Eugenja... Orgon... A... a! Doktor Fulgencyusz. Jakże go mogłem zapomnieć.

Ludmir.

Jakto? najstarożytniejsza peruka w czterech częściach świata wyrusza z miejsca?

Anzelm.

I po co wyrusza! (ciszéj) Po ładną młodą żonkę.

Ludmir.

Być nie może.

Anzelm.

Tak powiadają. Nie tak on wprawdzie stary jak kształt jego peruki, a potém Doktor, zę Pana