Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IX.djvu/124

Ta strona została przepisana.
Fulgencyusz (przypatrzywszy się blisko).

Jakto i Pan jedziesz?

Ludmir.

Jadę.

Fulgencyusz.

Jak pomieścimy się, ja pytam się moi Państwo; ktoś żartuje sobie z nas, powiadam ja, jakże być może, aby w jednym punkcie tyle osób tak potężnéj korpulacyi zebrało się — czyliż, pytam się ja, wszyscy chudzi na cholerę tu wymarli?

Filonek.

W saméj rzeczy nadzwyczajne zdarzenie, zostałbym chętnie, ale na honor nie mogę.

Ludmir.

Ja toż samo.

Fulgencyusz (do Rozaury).

Może Pani nie masz urgującego interesu?

Rozaura.

Mam duszko tamte, mam — sam się przekonasz w drodze, że mam; ale ja lepiéj poradzę, niech ta panienka zostanie.

Eugenja.

Dlaczegóż ja?

Rozaura.

Nie pojedziesz dzisiaj duszko, tamte, nie pojedziesz.

Eugenja.

Ja muszę jechać.

Rozaura.

Dyrektor biura jest mój tamte znajomy, on będzie umiał tak nam nakręcić tamte, rzecz całą, że WPanna zostaniesz.