Ta strona została przepisana.
Fulgencyusz.
Impossibilitas! tak, tak, wszelka impossibilitas, aby nas spacium téj karety wszystkich przyjąć mogło — sześć osób, z których pięć tak pięknéj dymensyi. A kotek, a sakwa z drutami, a pełne kieszenie adolescenta — położenie dużo przykre... molestissima colisio!
(Dwa uderzenia w trąbkę.)
Konduktor.
Proszę Państwa! już wszystko gotowe.
(Wszyscy idą ku karecie.)
Filonek.
Daléj żwawo.
Rozaura.
Gdzież torbeczka? moja duszko, podnieś mi tamte, rękawiczkę.
Fulgencyusz.
Ach gdybym był wiedział!
(Eugenja wsiada, za nią Ludmir.)
Rozaura.
Weźcież tam moją torbeczkę.
P. Nulina.
Nie płacz dziecię moje, niech cię Bóg prowadzi.
P. Nula (płacząc).
Bądź zdrów mój potomku!
P. Nulina.
Ciocię ucałuj.
P. Nula.
Jak na maśle zarobiemy...
Fulgencyusz.
No! no!