Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IX.djvu/174

Ta strona została przepisana.
Ludmir (zniecierpliwiony).

Potém każ się trepanizować.

Fulgencyusz (zrywając się).

Trepanizować! to szyderstwo!

Ludmir (postępując krok ku niemu).

Proszę siedzieć.

Fulgencyusz (siadłszy).

Factum est.

Ludmir.

Bądźcie zdrowi moi Panowie, czas nagli, kuracyą aż jutro rozpocząć, powtarzam i nakazuję — służę Pani, pojazd jest?

Łapeńko.

Jest Panie za rogatką, proszę za mną.

(Ludmir podaje rękę Eugenji i oddala się śród niskich ukłonów strażników — Filonek wchodzi do domu komory.)





SCENA IV.
Fulgencyusz (sam — patrzy, czy już Ludmir daleko, potém wracając:)

A to diawel nie człowiek! udaje lekarza, o profanatio artis! tak, tak, znieważa świętość sztuki. A jaki impetuosus! słyszał kto co podobnego, aby Doktor na Doktora wymierzył pistolet! czyliż niema między niemi chorego? kazał pić temu Jalapę za napój ordynaryjny — kremortartari! to jest wyraźnie na życie nastawać, zginie strażnik jak mucha; temu znowu... a to rzecz niesłychana — res omni memoria inaudita! Ja muszę ich przestrzedz, sumienie tak każe. Hej! panowie, panowie! słuchajcie mnie!