Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IX.djvu/220

Ta strona została przepisana.
Józef.

A jakże inaczéj?

Mateusz.

To ja wam zaraz powiem, bo bywałem w świecie — napatrzyłem się i nasłuchałem niemało.

Michał.

Chcielibyśmy to słyszeć.

Mateusz.

Słuchajcie. Jak tylko żona powiększa umizgów... źle. Jak dom przystraja... źle. Jak dla ciebie haftuje jakie niespodzianki... źle. Jak cię karmić zaczyna łakociami... najgorzéj. A przytém jest zaraz w domu jakiś obcy zapach, czyli raczéj odor... coś, czego nazwać ani uchwycić nie można — wtenczas, wtenczas bądźcie pewni, że się w stadle malżeńskiém dzieje coś złego... i tylko o to już idzie, aby się naocznie przekonać.

Michał.

I w tém sęk właśnie, któregoś nigdy nie skruszył.

Mateusz.

Bo mi czasu zabrakło, ale pewność była. Tak naprzykład z pierwszą moją żoną Elżbietą...

Józef.

Niech Bóg świeci nad jéj duszą.

Mateusz.

Ha! — zapewne. Ale to tak się stało: W siódmym miesiącu po ślubie uczułem jakiś odor rozszerzający się po całym domu... niby skóry, palonego rzemienia, juchtu... nie mogłem dociec coby to być mogło. Aż razu jednego idąc wzdłuż ratusza, zale-