Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IX.djvu/232

Ta strona została przepisana.
Justysia.

Co Pan dziś taki ciekawy — wolałbyś zwrócić swoją ciekawość do swego domu, do swojéj żony... do swojéj pięknéj, miłéj, tłuściuchnéj, podpruchniałéj Anusieńki. Pójdę do niéj, potłukę jéj wszystkie garnki.

Mateusz.

Ale to moje garnki.

Justysia.

Tém lepiéj. Ja chcę hałasu. Niech się całe miasto dowie, że Pańska żona zbałamuciła narzeczonego biednéj dziewczyny. (płacząc) Fikalski zdrajca... Fikalski obiecał żenić się ze mną... i Pan to cierpisz, Pan niemasz wstydu, Pan niemasz odwagi, za drzwi wytrącić nieproszonego gościa, umizgusa żony?!

Mateusz.

Ależ ja nic nie wiem.

Justysia.

Ale ja wiem, bom ze szafy widziała.

Mateusz.

Ze szafy?

Justysia.

Nie ze szafy. Co Pan podchwytujesz moje słowa. Ale widziałam i słyszałam i kontentna jestem, że się tak dzieje, bo ja Fikalskiego i Pana nienawidzę.

Mateusz.

No, no, no.

Justysia.

Bo Pan jesteś puchaczem.