Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IX.djvu/242

Ta strona została przepisana.
Mateusz.

Ale cóż to za szaleństwo, uważaj, że małżonka twoja Panie Michale jest już poważna matrona.

Michał.

A twojaże młodziuchna niewiasta?

Mateusz.

I ja przecie nie fircyk.

Michał.

A Fikalski młokos? Pij!

Mateusz.

Ale dajże mi przyjść do słowa — niegodziwa Justysia wszystko to zrobiła. — Pozór cię myli kochany Panie Michale.

Michał.

Ja mam przekonanie.

Mateusz.

Niech Justysia powie, złoży ci dowody.

Michał.

Na co dowodów, ja mam pewność.

Mateusz.

Eh, co tam gadać z warjatem!

(Idzie ku drzwiom.)
Michał.

O hola! hola! nie tędy ścieżka w groch!

(Chwyta go za rękę i stawia przed stół.)
Mateusz.

Czegóż mię szarpiesz. Nie zabijesz mnie przecie.

Michał.

Jak się uda.