Ach, na przodzie!
Ale pająk?... Jest hultaj.
Ach! ach!
Już go niema.
Pozwól pani niech mszcząca noga się zatrzyma;
Pozwól niech teraz stanę w robaczka obronie,
Który śmiał spocząć chwilkę na anielskiém łonie.
Gdy jego pomieszkaniem zwykle wonne kwiaty,
Niedziw, że wziął za bukiet wdzięki Małgorzaty:
Że wziął za pełną różę ust świeżych tajniki,
Za biały narcyz bródkę, oczy za gwoździki;
A resztę... (z pożerczém wejrzeniem) Ach, resztę...
Fi!...
Stój myśli bez granic!
Piwonie, lilie, słoneczniki za nic!
Małe zatém zmylenie. — Całą jego winą,
Ze został twego strachu niewinną przyczyną.
Przebacz, przebacz mu pani, mając to na względzie,
(czule) Że z takich winowajców nie on jeden będzie.
Pochlebniś z ciebie wielki, mój ty Szambelanie, —
Dobrze, niech się więc zadość twojej woli stanie,