Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom V.djvu/016

Ta strona została skorygowana.

Bo ten co twoim ustom powierzył obronę,
Wszystkie serca na swoje musi skłonić stronę.

Szambelan.

Obym mógł jak najprędzej twym pająkiem zostać!
I jak w siatki misterne, których licha postać,
Ale więzy niezbyte, ująć serce twoje,
Otoczyć wszystkie wdzięki, któremi się poję.

Małgorzata.

Fi, fi! milcz Szambelanie — jesteś natarczywy —
Zapłoniłam się — fi, fi!

Szambelan.

Lica kolor żywy
I to oko spuszczone wróżbą mi niemylną,
Żeś jest Szambelanowi, królowo, przychylną.
Ale cóż — te uczucia będą źrodłem smutku,
Bo życzenia serc naszych nie dojdą do skutku,
Jeżeli Edmund mężem Aliny zostanie.

Małgorzata.

Nie lękaj się, — Alina zważa na me zdanie.
Wychowałam ją... to jest: wzrosłyśmy wraz obie,
Wszystko radzim wzajemnie, powierzamy sobie,
W nas, że tak powiem, jedna tylko mieszka dusza.

Szambelan.

Pałam ku tobie, pani, ogniem wezuwiusza,
Alebym z dwóch jednego nieochybnie zgubił,
Gdyby on siostrzenicę, ja ciotkę zaślubił.
Ja miałbym się z nim zgadzać! znosić tego trzpiota,
Co na dalsze swawole pragnie tylko złota,
Co miłostek niesyty, szukając z nich chluby,
Nie jednej niewinności był przyczyną zguby.