Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom V.djvu/050

Ta strona została przepisana.
SCENA VI.
Małgorzata.

Otóż ją macie! Floro! jak szalona leci!

(po krótkiém milczeniu)

Był jeden, potém drugi — traf! jestci i trzeci —
A dajcieże mi pokój! — A, tego za wiele!
Serca mego na troje dla was nie rozdzielę —
Wszak jest Alina, Flora — czemuż wszyscy do mnie?
A wszystkich miłość straszna — zazdroszczą ogromnie:
Alina o Edmunda, Flora o Zdzisława;
Edmund mnie nie odstąpi — Szambelan ma prawa,
Zdzisław także się sroży — ...Tu się krew potoczy!
Lecz cóż ja temu winna? Gdzież mam podziać oczy?
Mamże się w murach zamknąć, jak jaka sułtanka,
Lub twarz tylko odwracać za przyjściem kochanka?
Ach, Alina! biadaż mi!





SCENA VII.
Alina, Małgorzata.
Małgorzata.

Alineczko luba!
Prawdziwie... wierz mi... szczerze... smutna dla mnie chluba...

Alina.

Wierzę wszystkiemu, a ty wierz znowu wzajemnie,
Iż siebie uniewinnić starasz się daremnie,
Bo żadnej niema winy co się mnie dotycze:
Edmund wolny — kocha cię — dobrze — szczęścia życzę.