Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom V.djvu/053

Ta strona została przepisana.
Alina (ironicznie).

Nieźle, prawdziwie nieźle.

Małgorzata.

To mąż, co się zowie.
Wprawdzie ja mu dotychczas jeszcze siedzę w głowie;
Ale jak mu się umknę raz jeden i drugi,
To zmiarkuje, że trzeba cofnąć swe usługi,
I ku tobie obróci miłośne westchnienia.

Alina (jak pierwej).

Doprawdy?

Małgorzata.

Ja ci ręczę!

Alina.

Więc niema wątpienia.

Małgorzata.

Opatrz go tylko dobrze.

Alina.

Nie bardzom ciekawa.

Małgorzata.

To nie Edmund!

Alina.

O, pewnie!

Małgorzata.

Co to za postawa.
Jaka wytworność mowy, delikatność słuchu,
Co za powaga kroku, za przystojność ruchu...

Alina.

Wszystko to piękne, dobre rady i obrazy,
Ale teraz wet za wet, przyjmij bez urazy,