Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom V.djvu/057

Ta strona została przepisana.
Alina.

Szambelanie!

(Edmund daje jej znak, aby milczała)
Szambelan (sentencyonalnie).

Gniewaj się, lecz to rzecz prawdziwa.
Łatwiej przestrzelić pancerz w miejscu ustalony,
Niż proporzec na wszystkie migający strony.

(zażywszy tabaki)

Nie jam poznał Edmunda — na cóż mi tej pracy?
Ale lubo odlegli, znaleźli się tacy —
Zna go cała Warszawa — (z przyciskiem)
A ja miewam listy.

Alina (śmiejąc się).

I w nich jest Edmund? Edmund?

Szambelan (dając list).

Dowód oczywisty.
(ukłon głęboki)
Kto pisał, godzien wiary, gdyż to przypadkowo,
Nie wiedząc naszych związków, wspomniał o nim słowo.

Alina (przeczytawszy).

Prawda — Edmund — (z przyciskiem ku Edmundowi)
wyraźnie — to jego nazwisko.
(opatrzywszy list oddaje)

Szambelan.

Widzisz pani — com mówił? — niebezpiecznie, ślizko —
Co to za lekkomyślność!

Alina (ku Edmundowi).

To prawda, czasami.

Szambelan.

Więcej niż lekkomyślność — mówiąc między nami —
(ciszej) Byle fartuszek... ach, fe! zalotnik z urzędu.