Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom V.djvu/077

Ta strona została przepisana.
(gniewnie)

Nie chcę tych dróg tajemnych, nie chcę tego błędu,

(miarkując się)

Zwłaszcza że czas zbyt długi między nas się wciska. —

Zdzisław (z roztargnieniem}.

Długi?

Flora.

Alboż ty myślisz, że ta chwila blizka,
W której nasze złączenie kres życzeniom nada? —

(nie odbierając odpowiedzi, mówi dalej)

Mamy przeszkód bez miary —
(jak wyżej, zniecierpliwiona) Zaczekać wypada, (jak wyżej)
Trzy lat więc cierpliwości naznaczyć ci muszę.

Zdzisław (źle udając zapał).

Trzy lat! wiecznością dzielisz kochające dusze;
I z jakiego powodu? dla jakiej przyczyny?
Floro, ty chcesz mnie karać — ja jestem bez winy.





SCENA IV.
Flora, Zdzisław, Małgorzata.
Małgorzata (między niemi).

Już się kłócicie! — zgadłam — dlatego tu stoję. —
Floro, będziesz słyszała, poznasz przyjaźń moję.

(po krótkiém milczeniu z powagą)

Panie Zdzisławie — miłość, którą serce gore,
Chlubną jest przedmiotowi, ale w dobrą porę;
Nie w czasie wybuchnięta budzi niepokoje,
Bo się przedmiot nie może rozerwać na troje. —