Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom V.djvu/092

Ta strona została przepisana.
SCENA XI.
Zdzisław, Szambelan, Edmund.
(Edmund trzyma w ręku parę pistoletów — Szambelan rzuca list na stolik)
Edmund.

Cóż to jest? — sprzeczka — kłótnia —

(żartując, podaje kolbami pistolety Zdzisławowi)

Może w dobrą porę —
Mogę ci służyć? (do Szambelana) Mogę służyć?

Szambelan.

Boga biorę
Za świadka, żem niewinien.

Zdzisław.

Szambelan szaleje.

Szambelan (zmieszany).

Ja, wszystko... wszystko powiem... wszystko co się dzieje
Tylko proszę... chciej z flegmą — ja muszę powoli...
Prędko mówić nie mogę... (coraz ciszej)
głos... w piersiach... tu... boli...

Edmund (zatrzymując chcącego się wymknąć Zdzisława).

Czekaj Zdzisławie, chwilkę — potrzeba mi ciebie,
Niechno tylko Szambelan wprzód przyjdzie do siebie,
I powie co ma mówić.

Zdzisław.

Ot, plecie od rzeczy.

Szambelan.

Zdzisław przejął i mnie dał — Flora nie zaprzeczy: