Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom V.djvu/136

Ta strona została przepisana.
Papkin (zatrzymując mu rękę).

Niekoniecznie.
Ale Cześnik w tym zamiarze
Będzie pewnie działać sprzecznie.

Wacław.

Niechaj nie wie.

Papkin.

Jak się dowie?

Wacław.

Niech mnie przyjmie.

Papkin.

Trudno będzie.

Wacław (brzęcząc złotem).

Tu początek, koniec w głowie.

Papkin.

A jak Cześnik na mnie siędzie?

Wacław.

Nic nie znaczy.

Papkin.

Ba! jak komu.
(wzruszając głową)
I dla Klary — komisarza. —

Wacław.

Jestem Wacław.

Papkin.

Syn Rejenta!
O dla Boga! i w tym domu!
Waszmość obu nas naraża,
Oba idziem na praszczęta. (Wacław brzęknął sakiewką)
Brzęczy pięknie —