Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom V.djvu/176

Ta strona została przepisana.

Cześnika Raptusiewicza,
Co go ranka dzisiejszego
Twych służalców sprośna dzicza,
Godna jednak pryncypała,
W jego zamku napaść śmiała.

Rejent.

Mówże, Waszmość, trochę ciszej,
Jego sługa dobrze słyszy.

Papkin.

Mówię zawsze podług woli.

Rejent.

Ależ bo mnie głowa boli.

Papkin (jeszcze głośniej).

Że tam komu w uszach strzyka,
Albo że tam czyj łeb chory,
Przez to nigdy w pieśń słowika
Nie odmienią głos stentory.

Rejent (słodko).

Ależ bo ja mam i ludzi,
Każę oknem cię wyrzucić,

(Papkin w miarę słów Rejenta wstaje zwolna zdejmując kapelusz)

A tam dobry kawał z góry.

Papkin.

O, nie trzeba.

Rejent.

Jest tam który!
Hola!

Papkin.

Niech się Pan nie trudzi.