Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom V.djvu/179

Ta strona została przepisana.

U trzech kopców w czarnym lesie
Stanął z szablą do rozprawy.

Rejent (ironicznie).

Stary Cześnik jeszcze żwawy!

Papkin (ośmielając się).

Ba! — To wszyscy wiedzą przecie,
Że niemylne jego ciosy —
Wszakże w całym już powiecie
Pokarbował szlachcie nosy,
Tylko jeszcze...

Rejent.

Ciszej, proszę.

Papkin (oglądając się na drzwi).

Prawda, ciszej. — Cicho zatém
Jego grzeczną prośbę wnoszę,
I dołączam moję własną
O odpowiedź krótką, jasną.

Rejent.

Tę listownie mu udzielę.
Ale jakże to się zgadza,
Wszakci jutro ma wesele.

Papkin (śmielej).

Tamto temu nie przeszkadza:
Rano pierścień — w pół dnia szabla —
Wieczór kielich — w nocy...

Rejent (słodko).

Cicho.

Papkin.

Prawda cicho. — (na stronie) Sprawa diabla,