Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom V.djvu/192

Ta strona została przepisana.
Papkin.

Przyjął grzecznie — prosił siedzieć —
Dodał wina, zieleniaka —

Cześnik (jakby do siebie).

Otruł pewnie.

Papkin.

Jakto? coto?

Cześnik.

Nie, nie.

Papkin.

Ale...

Cześnik.

I cóż dalej?

Papkin.

Otruł, mówisz?

Cześnik.

Z tą niecnotą
Niema żartu, Mocium Panie.

Papkin.

Mnie bez tego... coś tu pali.

Cześnik.

Jakże przyjął me wyzwanie?
Cóż? (milczenie) A tam co? głuchoniemy.

(Papkin osłupiały nie patrząc się, oddaje list)

Aha! z listu się dowiemy.
(czyta) Co, co, co, co! (prędko) co, co, co, co!

(postępując w największej złości ku Papkinowi za każdym krokiem krzyczy: co! jakby nie mógł słów znaleźć — Papkin cofa się aż za stolik po lewej stronie stojący)

Co! co! co! co!