Ta strona została przepisana.
(p. k. m. zbliżając się do śpiących)
Luby Michał! — Rafał miły!
Oba bracia jednej siły. —
Rafał z guzem, tam do czarta?
Twarda, widzą, była karta,
Którą Jan go w łeb uderzył. —
Byle tylko nam uwierzył,
Że mu się to wszystko śniło.
(p. k. m) Piękne życie dotąd było —
Uczty, banki, karty, bale,
Lecz co dalej, nie wiem wcale.
Ani grzędy, ani chatki,
Pusto, goło wskróś i wkoło —
A zaś kredyt - o mój Boże!
Już w nim ledwie tchu ostatki,
Ledwie palcem kiwnąć może.
(p. k. m) Cóż więc dalej z sobą zrobię?
Ha! co myśleć. Teraz sobie
Na dewocji gdzie osiądę,
I w mych listach pisać będę:
Roku ośmset trzydziestego
I piątego, a pierwszego
Mej golizny —
(przebudzony basetlista pociąga smyczkiem parę razy)
Jest tam który!
Filip (za sceną).
Zaraz, zaraz, (wchodząc) jestem Panie — (przynosi rum)
Leon.
Powyrzucaj te bandury,
Schowaj karty, zbierz butelki.