Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom V.djvu/273

Ta strona została przepisana.

Lecz pamiętaj na zbawienie!...
Daj siedmdziesiąt! (jak wyżej)
W tym sposobie
Chcesz mnie zarznąć — zarznąć srodze —
To weź lepiej brzytew sobie —

(nadstawiając gardło)

Rznij, rznij — na, rznij — rznij jak ciele,
Tu na gładkiej rznij mnie drodze,
Kiedy stracić mam tak wiele;
Albo wytnij w łeb maczugą,
Niech nie męczę się tak długo.

(Twardosz chce wstać, Łatka go pociąqa tak, że gwałtownie usiada i do dawnej powraca pozycyi)

Daj sześćdziesiąt! (jak wyżej)
Słuchaj Janie —
Niech paraliż (wskazując na gardło) tu mi stanie —
Niech mi w czworo złamie nogę!
Niech mi kości powyciąga!
Jeśli szeląg spuścić mogę,
Jeśli spuszczę pół szeląga,
Z pięćdziesięciu.

(gdy Twardosz chce wstać, Łatka pociąga go na miejsce i mówi z pośpiechem)

Daj czterdzieści.

(szarpiąc za suknię)

Cóż? czterdzieści? — co? i to nie?
Na matkę siedmiu boleści!
Miejże litość, człeku srogi! —

(coraz czulej aż do płaczu)

Ja nieszczęsny, ja ubogi,
Ledwie jeszcze resztką gonię,
Wkrótce nagi, bez osłony —
A ty niszczysz do ostatka —