Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom V.djvu/288

Ta strona została przepisana.
(dostając z kieszeni różnych próbek)

Wziąłem próbki rozmaite;
Może Ruzia co pochwali,
Lecz to wszystko ma nazwiska,
Że aż, Panie, w gardle ściska:
Jakiś satan, jakiś szmali,
Jakiś grugru... A to przednie!
A to rzadkie! A... ot brednie,
Byle szlachcie grosz wyłowić!

Łatka (na stronie).

Strach i milczeć — strach i mówić.

Orgon.

A na suknię sztuczka cała —
Czy ta moda oszalała!
Fałdy wszędzie, w górze, w dole,
Fałdy z tyłu i na przodzie!
A ja, Panie, powiem szczerze,
Strach się żenić w takiej modzie,
Bo to człowiek, co tam bierze,
Dokumentnie znać nie może.

(pokazując próbki)

Użyczże mi swojej rady:
To na kołdry, wszak dość ładne?
Czegożeś ty taki blady?

Łatka.

Ja?... ja?... nie... gdzie?.... (na stronie) trupem padnę!

Orgon.

Ty się chwiejesz.

Łatka.

A, tak, śmieję — (śmieje się)