Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom V.djvu/323

Ta strona została przepisana.
Leon.

Ale cicho!

Łatka.

Krzyczeć muszę —
Oj, oj, gwałtu!

Leon.

Cóż u czarta,
Ludzi...

Łatka.

Gwałtu!

Leon (jak siedział, siedząc chwyta go za gardło).

Milcz, bo zduszę.

Łatka.

(przyduszony)
Gwałtu — gwałtu! (puszczony, cicho, słabnąc)
Gwałtu, gwałtu! —

(zaczyna płakać i szlochać aż się trzęsie, zawsze leżąc na pistoletach)
Leon.

Czy ten człowiek zmysły stracił!

Łatka (szlochając).

Nie... nie... alem... za... zapłacił...
Gru... gru... grubo... krocie, kro... cie...
I mam twoje — Dożywocie!

Leon.

Nic nie szkodzi.

Łatka.

Ach, ogromnie —
Bo strzelając w głowę sobie...
Najwyraźniej strzelisz do mnie.

(zrywa się i chowając pistolety, przechodzi na lewą rękę Birbanckiego, obrócony tyłem do drzwi Orgona)