Chcę się jakoś ratować — ona łap za szyję.
Krzyczę puść! puszczaj! O! tak! Jak powój się wije;
A co porwę do góry, ona w dół pociąga,
I gdybym się jakiegoś nie był chwycił drąga,
Byłaby jak Bóg Bogiem na piękne zalała,
Tyle téż mnie Mospanie potém i widziała;
Bierz djabli taką sprawę, pomyślałem sobie,
Masz ty mnie się czepiać w każdéj życia dobie,
Nie ożenię się nigdy — i wolę w potrzebie
Siebie tylko ratować, dbać tylko o siebie.
Całuję nóżki Pańskie. Jakem Pana zoczył,
Ledwiem wczoraj z radości z skóry niewyskoczył.
I ja się ucieszyłem Szczepanku poczciwy.
Widzę żeś zdrów i wesół.
I bardzo szczęśliwy.
Pan Stanisław Doręba — służyłem przed laty
U niego. Pan to dobry, mądry i bogaty.
Nasza ładna Rozalka.
Rozalka się zowie?
Rozalka. Dobra jak miód, a więcéj ma w głowie
Jak my obadwa. Pani Kozakiewiczowej
Staréj, siostrzanka.