Ta strona została przepisana.
Doręba (śmiejąc się zawsze).
Pani Kozakiewiczowej?
Szczepanek.
A tak — któréj nieboszczyk, bodaj tam był zdrowy,
Pismem zatestamencił wieczne utrzymanie.
Doręba.
Aha! zatestamencił — już wszystko rozumiem.
Szczepanek.
O! ja teraz wiem wszystko — wszystko teraz umiem.
Doręba.
Bardzo się cieszę.
Szczepanek.
Powiem co się u na święci,
Rozalko, to przyjaciel — miéj dobrze w pamięci.
To nie Pan Szwarc, nie Adolf, ani téż Papryka...
Ja Pana bardzo kocham... Lubo w uszach cwika,
Boś mi Pan je naciągał jak struny basista.
Bo téż byłem głupi. Och! Prawda?
Doręba.
Oczywista.
(Słychać dzwonek na prawo.)
Szczepanek (ku drzwiom).
Zaraz, zaraz. (do Doręby) Pan dzwoni — muszę pójść do Pana.
SCENA IV.
Rozalka, Doręba.
Doręba.
Poczciwy ale głupi — nie wielka w nim zmiana.
Rozalka.
O! nie taki on głupi jak się czasem zdaje,
W łasce naszego Pana coraz wyżéj staje.