Cofnij się.
Tożby było gadania, hałasu!
Czasem tylko wieczorem jednę mam zabawę,
Do Kozakiewiczowej wymknę się na kawę;
Tam sobie w kalabrakę z Rozalką pogramy.
(który wszedł był i słuchał za krzesłem).
Aż nieraz we łbie boli tyle śmiéchu mamy.
Bo to mówiąc po prawdzie, trutnie nas obsiadły.
A te Panie? fe! śmiecie — a bodaj przepadły.
Zostaw nas samych.
Dobrze. (odchodzi)
Jakto? O kobiecie,
Którą może zaślubisz, ten gbur mówi śmiecie
I ten koncept cię bawi, poufałość cieszy.
Jego zdanie jest niczém a prostactwo śmieszy.
Jak gastronomy co się łakociami pasą,
Lubią czasem skosztować kapusty z kiełbasą,
Tak ja, który od chwili jak się bawię w pana,
W kłamstwach, fałszach, pochlebstwach brnę jak po kolana;
Nie dziw, że się rozśmieję gdy mi wpadnie w uszy
Jaki wyraz prostacki, ale prosto z duszy.
Ale cóż cię u djabła, przymusza, nakłania,
Działać wbrew swojej woli i wbrew przekonania?