Koń zgłupiał, ja zgłupiałem, zgłupieliśmy oba.
Jegomość chwali bardzo i mnie się podoba.
Stał Panie, jakby wryty, forkał jakby z miecha;
A ogon... a ogon... ot tak... z respektem jak wiecha.
Targ w targ, sto reńskich gładko by skończyć czémprędzéj
Doliczyłem do wziętych za Sznurka pieniędzy.
Teraz daj, rzekł Jegomość, koniuszemu, dałem...
I faktorowi, dałem; oduzdnego, dałem,
I skłoniłem się wszystkim, i ruszyłem sporo,
I pomyślałem sobie, niech was djabli biorą..
Z razu szło dobrze. Drogać myślę ta zamiana
Ale mam przecie konia, zbyłem się gałgana.
Aż przyszło pod pagórek... A mój koń jakby wrył...
Hej!... Wio!... Ani rusz... ja go batem a on w tył...
Źle! wyskoczyłem z bryczki, wstrzymałem nad rowem.
Kara Boska! Znów szkapa z tym samym narowem.
Ha cóż robić! Dojechałem nareszcie do domu,
Chodzę, wstydzę się, słowa nie mówię nikomu.
Nazajutrz każę pławić, gniady płynie tęgo,
Lecz za nim woda czarna snuje się jak wstęgą.
Hej Maćku jedźno na brzeg... I patrzcie! O dziwy!
Koń wszedł do wody gniady a wystąpił siwy.
Skoczę, grzbiet potrę... prążek!... Małom nie padł trupem,
Sznurka znowu dostałem za drogim okupem.
No wprawdzie jak świat światem i na całym świecie
Okpiwano na koniach, ależ nie tak przecie.
Cygan.
A wiész Frydryku, to nieładnie było.