Co tkniesz, głupi; a każdy jakby jendor dmucha,
Myśli, ze jest najmędrszy, siebie tylko słucha.
Ot jeden, drugi, trzeci, ten ceglasty panek,
Weź na łokieć od konia, a głupi jak dzbanek.
Albo i ten Papryka, o mój miły Boże!
Wszystkich zawsze chce odrwić a odrwić nie może.
Teraz swą Panią Pińską forytować skory,
Bo z nią, jak ludzie mówią, miał różne jamory.
Co zaś mój Pan... No!.. to mu honoru nie zmniejszy,
Ale na jego miejscu byłbym rozumniejszy,
Dziśbym jeszcze dom cały zamknął na trzy klucze.
Niech się jak Marek w piekle Szwarc po lasach tłucze.
A te damy, co z góry poglądają z pańska,
Wszystkie trzy w jednym pęku spławiłbym do Gdańska.
(Słysząc nadchodzących zatyka palcem usta i wynosi się zcicha)
Nie... Nie chcę... Nie pojadę.
Lecz z jakiéj przyczyny?
Bo nie chcę.
(w ciągu całej sceny niespokojny, pokrząkuje).
Nie chcę — zgoda.