Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VI.djvu/041

Ta strona została przepisana.
Laura.

Jeśli z mojéj winy
Zaszła jaka przeszkoda, przepraszam stokrotnie.

Joanna.

Prócz w méj woli, przeszkody nie było istotnie.

Laura.

Pan Szwarc.

Joanna (zawsze z wielką grzecznością).

O! Pan Szwarc błądząc winny haracz płaci.
(z ukłonem)
Bo kto się Laurze zbliży łatwo głowę traci.
Prawda Panie Papryka?

Papryka (pokrząkując).

Tak... to jest... w téj mierze...

Laura.

Pani żartujesz sobie.

Joanna.

Ach, nie, mówię szczérze.
Luba woń poezyi opływa ją w koło,
Jenjusz swoje promienie spuścił na jéj czoło.
Jakaś przy niéj stref wyższych czysta atmosfera
Na nas biédnych profanów silny wpływ wywiéra.
Prawda Panie Papryka?

Laura.

Pani jesteś w błędzie,
Że pochlebstw dla poetów nigdy dość nie będzie.
Pochlebstwo przesadzone z ironją graniczy,
Łatwo téż zgadnąć powód téj zbytniéj goryczy.

Joanna.

Może zazdrość? Ach Pani bądźże sprawiedliwa...
Zdrowego mi rozsądku przynajmniéj nie zbywa.
Czyż ja rywalizować jestem z tobą w stanie...
Czyliż nie mam zwierciadła? Co za porównanie!