Mamże tę śnieżną białość? Rumieniec jutrzenki?
Żyłek siatkę błękitną i brwi heban mięki?
Prawda Panie Papryka?
Barometr opada,
Burza będzie.
Mówże Pan.
Panie, moja rada...
Pomimo moich wdzięków tobie jednak chwała,
U nóg Panny Joanny młodzież nasza cała.
Słusznie. Jak nie podziwiać lubość téj postaci,
Gdzie młoda pełność kształtów w gibkości się traci,
Jak nie podziwiać uśmiech anielskiéj swobody,
Co odsłania perełki przez ustek jagody,
Ale tryumf największy gdy na dzikim koniu,
W wonnym dymie cygara ugania po błoniu,
Wtenczas oczom Farysa przedstawia się zarys.
„Pędź latawcze białonogi!
Sępy z drogi, chmury z drogi!“
Prawda Panie Papryka wszakże istny Farys?
Parys.
Farys.
Tak Parys przy Helenie swojéj.
Och kochany Papryka jeszcze dotąd w Troi.