Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VI.djvu/042

Ta strona została przepisana.

Mamże tę śnieżną białość? Rumieniec jutrzenki?
Żyłek siatkę błękitną i brwi heban mięki?
Prawda Panie Papryka?

Papryka (na stronie).

Barometr opada,
Burza będzie.

Joanna.

Mówże Pan.

Papryka.

Panie, moja rada...

Laura (do Joanny).

Pomimo moich wdzięków tobie jednak chwała,
U nóg Panny Joanny młodzież nasza cała.
Słusznie. Jak nie podziwiać lubość téj postaci,
Gdzie młoda pełność kształtów w gibkości się traci,
Jak nie podziwiać uśmiech anielskiéj swobody,
Co odsłania perełki przez ustek jagody,
Ale tryumf największy gdy na dzikim koniu,
W wonnym dymie cygara ugania po błoniu,
Wtenczas oczom Farysa przedstawia się zarys.
„Pędź latawcze białonogi!
Sępy z drogi, chmury z drogi!“
Prawda Panie Papryka wszakże istny Farys?

Papryka.

Parys.

Laura (poprawiając go).

Farys.

Papryka.

Tak Parys przy Helenie swojéj.

Joanna (śmiejąc się).

Och kochany Papryka jeszcze dotąd w Troi.