Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VI.djvu/061

Ta strona została przepisana.
SCENA IV.
Albin, Szwarc.
Szwarc.

Cóż to Albinie? W pierwszéj zachwiałeś się walce?
Ulegasz téj srokato malowanéj lalce,
Bez mojéj wiedzy, rady?

Albin.

Tak, bez twojéj rady...
Prawda... bo widzisz... bo to... Jéj,... moje zasady...

Szwarc.

Bajka! Trutkę chwyciłeś, kręcisz się jak płotka...
Lecz wiédz, pierwéj czém była... co cię przy niéj spotka.
Słuchaj: Młodą, już dawno, zaślubił poeta
A raczéj najpłodniejszy w świecie wierszokleta;
Pisał wiersze a pisał, czy dobre nie pytał,
Ale niedość że pisał, wszystkie żonie czytał.
Jednéj godziny prozy już w życia nie miała.
Budzi ją w nocy — po co? By wiérszy słuchała...
Rano czyta jéj znowu... i czyta w południe...
Biedna małżonka słucha lecz blednie i chudnie
I byłaby zagasła jak świéczka w latarni
Gdyby był pomysł wielki nieulżył męczarni.
Chwyta librę papieru, piórek pół tuzina,
Atramentu butelkę i pisać zaczyna.
Ale jak!... pióro biegło tędy i owędy
A wiérszęta Ventre à terre stawiały się w rzędy.
Jak raz pierwszy mężowi wywarła część dzieła...
Drgnął — jakby mu kulka pod nosem świsnęła.
Drugim razem, wiérsz za wiérsz oddawał odwetem,
Bajkę odpierał bajką, a sonet sonetem.