Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VI.djvu/064

Ta strona została przepisana.

Kopiem dołki pod sobą, walczym nieustannie,
Starasz się szkodzić Laurze, ja Pannie Joannie.
Ledwie Albin do któréj zbliżać się zaczyna,
Już zaraz druga strona straszydła rozpina.
Ten go ciągnie na lewo a tamten na prawo...

Szwarc.

Któryś przeciągnie.

Papryka.

Zgoda. Ciągniem sobie żwawo,
Lecz i on szarpnąć może, wymknąć się w potrzebie,
A od Joanny dla mnie a Laury dla ciebie,
Gorszém będzie sto razy jak nam jutro powie:
Ni żony, ni majątku — teraz bądźcie zdrowi.

Szwarc.

Co? On miałby się wyrzec majątku połowy?

Papryka.

Być może, ja powiadam. Przytém kłopot nowy,
Co nad nami zawisnął jakby gniazdo gromu.

Szwarc.

Co? — jak? kto?

Papryka.

Fontazińska, Kutasińska z domu.

Szwarc.

A to co?

Papryka.

Pretendentka.

Szwarc.

Zniszcz dowód i basta.

Papryka.

Tak, zniszcz, spróbuj. To Panie potężna niewiasta,
Szturmem bierze warownię a kto się z nią zetrze,
Musi się poddać albo wyleci w powietrze.