Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VI.djvu/076

Ta strona została przepisana.
Doręba.

Ażebyś wszelkich sporów unikając wcześnie,
Któreby, jak to wczoraj, mogły tknąć boleśnie
Tak ciebie jak Albina — ztąd się oddaliła.

Rozalka.

Cóż to jest? Co to znaczy? Cóżem przewiniła?

Doręba.

Wszak kochasz opiekuna?

Rozalka.

Czy kocham? O Boże!
Krew moję, życie moje, jak zechce wziąć może.

Doręba.

Próżne słowa — krwi, życia nikt nie chce od ciebie,
Ale chce dobréj woli, pomocy w potrzebie.

Rozalka.

Pomocy? O łaskawy Panie, nie drwij sobie...
Zresztą bez opiekuna nigdy nic nie zrobię.
Powiedział że opieki nie zwierzy nikomu...

Doręba.

I że dopóki zechcesz będziesz w jego domu.
Otóż mnie właśnie trzeba ażebyś nie chciała.

Rozalka.

Ależ on nie zezwoli.

Doręba.

I w tém trudność cała.
Otrzymaj zezwolenie lecz w dobrym sposobie,
A Albin szczęście swoje będzie winien tobie.

Rozalka.

Lecz przez Boga żywego cóż się u nas dzieje,
Powiedzże Pan wyraźnie bo ja oszaleję.

Doręba.

Słuchaj zatém Rozalko, powiem bez ogródki,
A poznasz mojéj rady czy słuszne pobudki: