Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VI.djvu/082

Ta strona została przepisana.
Rozalka.

Muszę.

Albin.

Od opiekuna, przyjaciela swego.

Rozalka.

Muszę.

Albin.

Czémżem twe serce oddalił od siebie?

Rozalka.

Ach Panie.

Albin.

Opuszczasz mnie w najgorszéj potrzebie.
Z kimże teraz wieczorem przy kominku siędę?
Z kim pogram w kalabrakę? Sam już teraz będę..

Doręba.

No no... nie tak tragicznie...

Albin.

Rozalko!

Rozalka.

O Boże!

Doręba.

Wszak idąc kiedyś za mąż tak zostać nie może.
I ty, wszak sam nie będziesz — wkrótce pojmiesz żonę,
Przy niéj powtórzysz chwile z Rozalką trawione.

Albin.

O! Panie Stanisławie, ostremi cnotami
Bawisz się cudzym kosztem... ostro miotasz nami...
Dla jakiéjś możliwości w przyszłości dalekiéj
Mnie pozbawiasz pociechy — ją tkliwéj opieki.