Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VI.djvu/087

Ta strona została przepisana.

I jestżeś zresztą pewna, że w jakiéj złéj chwili
Nie będziecie się kiedyś wzajemnie winili.

Rozalka.

Prawda. I miałby prawo zrzucać na mnie winę.

Albin (do Doręby).

Ach jesteś bez litości!

Doręba.

I w jakąż godzinę
Na swoje słabe barki wkładasz takie brzemię,
Którém wkrótce ze wstydem uderzysz o ziemię.
Nie chcesz wybierać — dobrze. Na cóż do odmowy
Obelgi? O Rozalce niech nie będzie mowy.
Chcesz zmienić sposób życia, ująć wystawności,
Nie wytrącajże za drzwi zaproszonych gości...
Gdzie się osy zalęgły nie uderzaj nogą,
Póki nie wiesz że pewnie zduszone być mogą.
Powoli i oględnie przeprowadzaj zmianę...
Zresztą... jak się podoba... ja tu nie zostanę.

Rozalka.

Ja z Panem jadę.

Albin.

Zostań... zostań Stanisławie.

Doręba (p. k. m.).

Zamilczcie o tém wszystkiém — do jutra zabawię.





SCENA V.
Ciż sami, Szwarc, Adolf, Ernest (w czerwonych frakach).
(Za sceną śmiech i trzaskanie z harapów.)
Ernest (za sceną).

Cóżto? Wszyscy wymarli?