Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VI.djvu/089

Ta strona została przepisana.
(Papryka pogląda po wszystkich z uśmiechem jakie to wrażenie zrobiło. Szmer powszechny. Albin zatacza się i siada w krześle; Rozalka do niego przechodzi i na jego znak podaje mu flaszeczkę ze stolika, którą on potém trzeźwić się zdaje.)
Papryka.

Oto ich depesze.
Wszystkie, jedna jak druga i téj saméj daty.

Szwarc.

Massą więc maszerują. Rzecz groźna za katy!

Papryka (czyta).

„Wielmożny Mości Dobrodzieju, Exekutorze testamentu ś. p. Grzegorza Albińskiego. Będąc bliską kuzynką Pana Albina Albińkiego, chcę korzystać z prawa dozwolonego mi ostatnią wolą nieboszczyka i spieszę do Dębowa. Ale zatrzymana wylewem wody, jestem zmuszona upraszać, co mi pewnie odmówioném nie będzie, o sześciogodzinne przedłużenie terminu etc. etc.“

Szwarc.

Ani godziny.

Papryka.

Ciszéj.

Doręba (do Papryki).

Jakież Pańskie zdanie?

Papryka.

Trzymać się testamentu niech się co chce stanie.

Szwarc, Adolf, Ernest.

Rozumnie! Sprawiedliwie!

Doręba.

Lecz w tak ważnéj sprawie,
Zwłoka kilkogodzinna nie jest zwłoką prawie.